Jesteście gotowi poświęcić dosłownie wszystko dla swojego celu? Pewnie większość z was odpowie, że tak, ale prawda jest taka, że słowa te są rzucane na wiatr. Co by się stało gdyby faktycznie każdy realizował swój cel za wszelką cenę?
Skomplikowany początek sprawia, że trudno mi go opisać tak, by nie walnąć jeszcze jakiś spojlerów, więc ogólnie - dwójka chłopaków, czyli Nine i Twelve, którzy oznaczeni są numerami, bo imię odebrano im dawno temu, wysadzają kilka bomb w jednym z większych budynków w mieście. Akcja ta niesie za sobą kilka konsekwencji, po pierwsze - bohaterowie litują się nad Lisą, która chodzi z nimi do klasy i obiecuje im, że będzie z nimi współpracować. Drugą konsekwencją, jak nie trudno się pewnie domyślić, jest ściągnięcie na siebie całej uwagi japońskiej policji, co sprawia (w moim odczuciu), że mamy przez resztę anime mniej więcej ten sam schemat co w Death Note, czyli zły charakter (w tym przypadku dwa) jest ścigany przez detektywa i jak się okazuje to tylko on potrafi ich przejrzeć, a oni są młodymi geniuszami zbrodni. Normalnie doczepiłbym się tego, że Zankyou no Terror jest pod pewnym względem podobne do Death Note, gdyby nie to, że zostało zrobione po mistrzowsku i trudno mi się jest doczepić do tego, że to anime po prostu wciągnęło mnie na parę godzin i dało nadzieję na to, że w tych czasach można znaleźć jeszcze coś oryginalnego. Masa zwrotów akcji nie pozwala się ani chwilę nudzić, a nierozwikłane wątki trzymają nas w ciekawości aż do samego końca.
Postacie główne, czyli Nine i Twelve przypadli mi do gustu i mogę ich zaliczyć do chyba najlepszych duetów występujących w anime (nie mówię o romansie). Gorzej było z Lisą, która cholera wie po co została wpakowana do tego anime. Jak nie trudno się domyślić to jest tam wątek miłosny, ale myślę, że to anime lepiej by wypadło bez niego. Nine i Twelve według mnie byli swoimi przeciwnościami jeżeli chodzi o charakter, ale to dobrze bo mogli wspólnie więcej zdziałać. Ich decyzje zawsze były dobrze podejmowane, więc darcie się do monitora krzycząc "Nine, ty idioto" raczej w tym przypadku się nie pojawi i nie oznacza to, że jestem psychopatą, bo lubię się drzeć do monitora...
Zankyou no Terror było zdecydowanie jednym z najładniejszych anime jakie oglądałem i nie wiem kto stoi za oprawą audio-wizualną, ale przy tworzeniu tego anime chyba zapomniał ubrać okularów. Mam bardzo mieszane uczucia co do kreski... Dlaczego? O ile tło i wszystkie efekty trzymają poziom, to postacie wyglądają jak by były przerysowane z jakiegoś anime sprzed 10-ciu lat. Możliwe, że jest to celowy efekt i powiem wam, że mimo mojego zaskoczeniu to faktycznie pasowało do siebie! Jestem młodym widzem i to takim, który nie potrafi patrzeć na stare anime, ale tutaj wybaczyłem te postacie, bo były one idealnie wpasowane w klimat. Muzyka istnieje tu szczątkowo. Opening, który nie podobał mi się z początku, po jakimś czasie przekonał mnie do siebie i uznałem go po prostu za część tego anime. Co do muzyki ogólnej, to jak już wspomniałem "istnieje tu szczątkowo"... Niby raz za czas coś tam się pojawia, ale mam wrażenie jakby całe anime odbywało się bez muzyki (nie wiem, czy może faktycznie tak nie było), chociaż pojawiała się tylko w specjalnych momentach mówiąc nam "naciesz się mną bo zaraz zniknę".
Po moim słodzeniu dodałem troszkę gorzkości, ale i tak oceniam to anime 5/5 (każdy z was musi zobaczyć)! Mimo tego, że odpaliłem odcinek tego anime w zasadzie przypadkiem, to nie sądziłem, że spędzę przy nim resztę dnia. Również polecam to anime wszystkim fanom Death Note'a, który co prawda się trochę różni, ale każdy powinien znaleźć tu coś dla siebie.